W wypadku cudzoziemców, jeśli zajmują się wojną hybrydową, organizują trolle itp., można ich deportować. Co jednak robić w wypadku obywateli polskich, którzy zalewają internet komentarzami o pokojowej Rosji, przygotowaniach żołnierzy amerykańskich do mordowania Polaków, dziejowej roli Putina odradzającego chrześcijaństwo i inne brednie?
Zawsze powołają się na wolność słowa i prawo do własnych poglądów. Przecież ktoś może być niedorozwinięty umysłowo i twierdzić, jak aktor Olszański, iż Aleksandrowi I zawdzięczamy powstanie inteligencji polskiej. Wolności słowa ograniczyć też nie można, gdyż mechanizm raz uruchomiony już się nie zatrzyma. Karać można tylko po udowodnieniu, że za taką działalność pobierane jest od Rosji wynagrodzenie. We współczesnej Polsce wyrobnicy rosyjskiej wojny informacyjnej są hołubieni, goszczeni w mediach, nie wstyd uczestniczyć w ich imprezach, zakładać z nimi organizacje, na uniwersytety zapraszani są rosyjscy propagandyści w ramach współpracy naukowej, by opowiadali o wolności, którą przyniosła nam Armia Sowiecka. Nikt nie kieruje się racją stanu, lecz względami towarzyskimi i powiązaniami. Nawet przeciwnicy Rosji promują jej agentów, jeśli razem piją wódeczkę. Najbardziej karkołomne tezy rosyjskie są podchwycane przez youtuberów, jeśli zwiększają klikalność.
© Jerzy Targalski
31 maja 2018
źródło publikacji:
www.jozefdarski.pl
31 maja 2018
źródło publikacji:
www.jozefdarski.pl
Ilustracja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz