On revient toujours a son premier amour – mawiają wymowni Francuzi, co się wykłada, że zawsze wraca się do pierwszej miłości. Co tu ukrywać; prawdziwi z nas szczęściarze, że w podsumowaniu męczeńskiego klangoru, jak to straszliwy Gomułka wypuścił Żydów z babilońskiej niewoli w cudnym raju, dodajmy, że w raju, który Żydzi pomagali Józefowi Stalinowi w Polsce wybudować, można obserwować historyczne pojednanie „Chamów”, czyli ubowców w pierwszym, drugim, trzecim, a być może nawet i czwartym pokoleniu – bo ubowcy rozwnuczają się u nas na podobieństwo szarańczy – z Żydami, a nawet udającymi Żydów szabesgojami.
Mamy nawet dowód tego historycznego pojednania na piśmie w postaci listu, jaki grono sygnatariuszy skierowało do „Żydów”. Ponieważ nie ma konkretnego adresata, to list skierowany został do wszystkich Żydów. Również do tych, którzy nie wahają się rzucać na Polskę i na Polaków najgorszych oszczerstw, gwoli przyprawienia narodowi polskiemu odrażającego wizerunku narodu morderców.
Sygnatariusze listu dopraszają się łaski, by „Żydzi” nie posądzili ich o lekceważenie „dialogu” i „prawdy o wspólnej historii”. Wiadomo bowiem, że lekceważenie „dialogu”, a zwłaszcza „prawdy o wspólnej historii”, na ustalanie której strona żydowska co najmniej od 1998 r. zagwarantowała sobie monopol w postaci karalności tzw. „kłamstwa oświęcimskiego” w ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej. Szczególnie łajdacki jest fragment, w którym sygnatariusze krytykują nowelizację ustawy o IPN, której przypisują intencję „wyparcia udziału Polaków w Zagładzie”. Oznacza to, że oni sami ten udział Polaków w masakrze europejskich Żydów przez III Rzeszę podczas II wojny światowej w całej rozciągłości potwierdzają.
Dotychczas jeszcze nikt nie wyszedł tak daleko naprzeciw skoordynowanym politykom historycznym: niemieckiej i żydowskiej. Celem historycznej polityki niemieckiej jest stopniowe zdejmowanie, a przynajmniej rozmywanie niemieckiej odpowiedzialności za
II wojnę światową, zaś celem żydowskiej polityki historycznej jest przerzucanie tej odpowiedzialności na winowajcę zastępczego, na którego żydowskie organizacje „przemysłu holokaustu” upatrzyły sobie Polskę. Ta koordynacja obydwu polityk historycznych nabrała tempa po wygłoszonym w roku 2000 przemówieniu niemieckiego kanclerza Gerharda Schroedera, który oznajmił, że „okres niemieckiej pokuty dobiegł końca”. Od tego momentu nie ustaje antypolska kampania, inspirowana, finansowana i nagłaśniana przez wspomniane żydowskie organizacje „przemysłu holokaustu”, do których niekiedy doszlusowuje Izrael, a piąta kolumna w kraju w podskokach wykonuje zadania zlecone. W tej piątej kolumnie najbardziej widoczna była redakcja i środowisko skupione wokół „Gazety Wyborczej” – pod wspomnianym listem podpisali się jeszcze inni uczestnicy piątej kolumny, zarówno weterani zdrady, jak i debiutanci. Zresztą przeprowadzenie takiego rozgraniczenia może być trudne, bo w organizacjach debiutujących w renegackim procederze uczestniczą osobnicy, u których odstępstwo od narodu polskiego zeszło już do poziomu instynktów albo którzy skłonność do łajdactwa powysysali z mlekiem swoich matek i spermą ojców, co to nie wahali się ani chwili przed wysługiwaniem się każdemu, kto obieca im możliwość pasożytowania na historycznym narodzie polskim.
Mam oczywiście na myśli ojców założycieli i potomstwo polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, której początki nikną w mrokach okupacji niemieckiej i sowieckiej. Zarówno folksdojcze, jak i kryminaliści, zorganizowani przez PPR, czyli sowiecką agenturę w „Armię Ludową”, po rozmaitych przygodach stali się najtwardszym jądrem systemu komunistycznego. W takim charakterze dochowali się potomstwa, które – jak np. w przypadku porządnej, ubeckiej familii Cimoszewiczów – pasożytuje na historycznym narodzie polskim już w trzecim pokoleniu. Po śmierci Józefa Stalina, kiedy pojawiło się niebezpieczeństwo zapłacenia rachunków za zbrodnie, zbrodniarze podzielili się na dwa gangi: „Żydów” i „Chamów”, które próbowały nawzajem tą odpowiedzialnością się przerzucać. Ten konflikt rozgorzał ponownie właśnie w 1968 roku, kiedy to „Chamy” próbowały odegrać się na „Żydach”, umożliwiając im wyjazd z cudnego raju, który „tymi ręcami” tworzyli – no a teraz, na naszych oczach „Chamy” i „Żydy” padły sobie w objęcia, jednocząc się w potępieniu mniej wartościowego narodu polskiego jako „udziałowca Zagłady”.
Pora zatem podać listę sygnatariuszy, bo – jak powiada Cyprian Norwid – „nie jest światło, by pod korcem stało”, więc niech zasługi w szkalowaniu narodu polskiego nie pozostaną bez nagrody, nawet gdyby miał być nią powróz albo pieniek. A więc, wśród sygnatariuszy jest Akcja Demokratyczna, Obywatele RP, Inicjatywa Wolne Sądy i Komitet Obrony Demokracji – żeby wymienić jednym tchem organizacje stworzone – jak podejrzewam – przy pomocy Wojskowych Służb Informacyjnych, których już „nie ma”, ale kiedy „były”, to kierował nimi pan generał Marek Dukaczewski, po mieczu i kądzieli pochodzący z Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. To po stronie „Chamów”. Po stronie „Żydów” wśród sygnatariuszy mamy Fundację im. Bronisława Geremka, Fundację im. Stefana Batorego, zasilaną pieniędzmi starego żydowskiego grandziarza Jerzego Sorosa, której z ręki je cała zgraja autorytetów moralnych, Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita. Jest tam też kilka organizacji, których proweniencja nie jest do końca określona, ale skoro już się tam podpisały, to nie ma rady – trzeba je zakwalifikować jako tzw. „szabes-gojów”, czyli wysługujących się Żydom. To jest Stowarzyszenie im. Jana Karskiego z Kielc, Stowarzyszenie Kongres Kobiet i inne temu podobne.
Osobną kategorię stanowią dwie osobistości. Były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa, którego podejrzewam, że NIGDY nie przeciął pępowiny łączącej go z tajnymi służbami PRL, a który wspomnianemu listowi udzielił swego „poparcia”, no i aktualny prezydent Andrzej Duda, który „wypędzonych” w 1968 roku poprosił, żeby „wybaczyli Rzeczypospolitej”. Tymi przeprosinami – podobnie jak prezydent Aleksander Kwaśniewski w Jedwabnem w 2001 roku, jak prezydent Bronisław Komorowski w roku 2011 w Jedwabnem – przyłączył się do oskarżeń „Rzeczpospolitej”. Podobnie jak Lech Wałęsa, który „poparł” sygnatariuszy listu, piszących o „wyparciu udziału Polaków w Zagładzie”. Lecha Wałęsę i Andrzeja Dudę łączy to, że jeden był prezydentem Polski, a drugi jest nim aktualnie. Ale łączy ich jeszcze jedno – że i jednego, i drugiego nastręczył Polakom na prezydenta Jarosław Kaczyński.
Wiosna w sztetlu na niemieckim pograniczu
Co się nosi wiosną 2018 roku w Warszawie? - Żydów na rękach. Takie wrażenie można by odnieść na widok kolejnych decyzji rządu albo obozu rządzącego. Z jednej strony niby mamy propagandową wojnę na 14 fajerek. Pan premier Morawiecki wdał się w absurdalną licytację z Ronem Bergmanem, Żydem „ocalałym z holokaustu” już w drugim pokoleniu, który podczas konferencji prasowej w Monachium pytał, czy zostanie w Polsce uznany za przestępcę jeśli opowie haggadę o swojej matce, co to się uratowała, bo w porę podsłuchała rozmowę swoich polskich sąsiadów, którzy następnego dnia wybierali się donieść na nią do Gestapo. Zamiast podziękować mu za pytanie i wyjaśnić, że polskie władze skrupulatnie zbadają tę sprawę, zaczynając od wyjaśnienia, czy w ogóle miał matkę, no a potem – całej reszty, to znaczy – jak uratowali ją dobrzy Niemcy z Gestapo – zaczął go uświadamiać, że oprócz niemieckich sprawców, byli również inni – także żydowscy. Na takie dictum zawrzał gniewem nawet premier Izraela, bo jużci – kto to widział, żeby wspominać o sznurze w domu wisielca? A z drugiej strony izraelska ambasadoressa, której, jak dotąd, nikt nie ośmielił się dać eskorty do granicy, podczas uroczystości na Dworcu Gdańskim ku czci męczenników Marca 1968 zauważyła, jak łatwo obudzić i przywołać w Polsce „antysemickie demony” i to w sytuacji, gdy Żydów „prawie nie ma”. Nie chodzi już nawet o to, co by się działo, gdyby Żydzi w Polsce „byli”, tylko o to marcowe męczeństwo. Jak wiadomo, polegało ono na możliwości opuszczenia cudnego raju i zabrania ze sobą na Zachód wszystkiego, co w okresie dobrego fartu pod rządami Stalina udało się wydrzeć „strasznej reakcyjnej hydrze”, często razem z paznokciami. Znakomitym reprezentantem tych męczenników, można nawet powiedzieć – ich patronem - jest Helena Wolińska, co to naprawdę nazywała się Fajga Mindla Danielak i niejednego Polaka posłała na śmierć, wraz z aktem oskarżenia przekazując go w szpony np. niezawisłej sędzi Marii Gurowskiej, córki Moryca i Frajdy, co to naprawdę nazywała się Zand i która już wiedziała, że dla takiego gada to tylko kula w łeb, a w ostateczności – powróz. Najbardziej znanym jej wyczynem był sądowy mord na generale Auguście Emilu Fieldorfie. Ciekawe, że Maria Gurowska, już w „wolnej Polsce”, z której nikt nie ośmielił się jej „wypędzić”, nie miała sobie nic do zarzucenia, a kiedy chciano postawić ją przed sądem, zwyczajnie się tam nie stawiła i na tym sprawa się skończyła. Toteż prezydent Duda, który po felonii, jakiej dopuścił się latem ubiegłego roku wobec swego wynalazcy, na gwałt poszukuje sobie przyjaciół i protektorów, przemawiając 8 marca na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego, w imieniu Rzeczypospolitej owych męczenników marcowych przeprosił, przyłączać się w ten sposób do orszaku prezydentów: Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego. Pierwszy w imieniu narodu polskiego 10 lipca 2001 roku w Jedwabnem przeprosił za „współudział” w holokauście, a drugi – w liście do uczestników kolejnej uroczystości w Jedwabnem w roku 2011 napisał, że „naród polski” powinien przyzwyczaić się do myśli, że był również „sprawcą”. Najwyraźniej taki los wypadł nam, bo na dodatek właśnie odbyło się posiedzenie Konferencji Episkopatu Polski, po której JE abp Wojciech Polak przypomniał, że „antysemityzm” jest „grzechem”. Warto tedy zwrócić uwagę, że o tym, kto jest antysemitą, decydują Żydzi; właśnie Judenrat Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin”, oskarżył o antysemityzm kolegę Rafała Ziemkiewicza, który jeszcze niedawno wypędzał „antysemitów” z „prawicy”, puszczając mimo uszu moje ostrzeżenia, że w ten sposób oddaje politykę kadrową na prawicy w ręce pana red. Michnika, który w sprawie antysemitów ma przecież ostatnie słowo. Więc i JE abp Polak, aktualny prymas Polski, tą deklaracją sprawia wrażenie, jakby oddawał rząd dusz w ręce Judenratu Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin” - który zresztą nie czekając na przekazanie kompetencji już sobie prawo do decydowania o tym uzurpował. Jakże daleko („O, drogi Panie Hrabio, jakże mi daleko...”) odeszliśmy od niezapomnianego Prymasa Stefana Wyszyńskiego, który Stefanowi Kisielewskiemu mówił, że Kościół powinien narodowi polskiemu „lizać rany”. Dzisiaj owszem, nie powiem – też liże, ale nie narodowi polskiemu, tylko Żydom i nie rany, ale coś zupełnie innego. Toteż nic dziwnego, że wicepremier Gliński, co to niedawno przekazał 100 mln na renowację żydowskiego cmentarza przy ul. Okopowej w Warszawie, teraz zapowiedział wybudowanie Muzeum Powstania W Getcie Warszawskim, a z kolei Senat uchwalił, że 24 marca będzie świętem państwowym - Dniem Pamięci Polaków Ratujących Żydów. Tego dnia partia i rząd każdemu Polakowi przypomni, że poświęcanie się dla Żydów jest jego pierwszym i podstawowym obowiązkiem. Jednocześnie ani Naczelnik Państwa ani pan prezydent ani pan premier ani słowem nie odważył się wesprzeć desperackiej akcji Polonii Amerykańskiej, by zablokować w Izbie Reprezentantów ustawę HR 1226. Tymczasem 12 marca grupa działaczy polonijnych odwiedziła co najmniej 300 biur kongresmanów w Waszyngtonie, przedstawiając zastrzeżenia wobec tej ustawy, dzięki czemu pojawia się nadzieja, że to niebezpieczeństwo zostanie i od Polski i od narodu polskiego odsunięte.
Niezależnie jednak od tego, sytuacja zmierza ku spełnieniu wizji Stanisława Cata-Mackiewicza, który nazywał Warszawę „małym żydowskim miasteczkiem na niemieckim pograniczu”. Oto bowiem 14 marca po przezwyciężeniu kryzysu koalicyjnego, Bundestag po raz kolejny zatwierdził Naszą Złotą Panią na stanowisku kanclerza Republiki Federalnej Niemiec. Nasza Złota Pani energicznie i od razu zabiera się do roboty. Na początek jedzie do Paryża namówić się z tamtejszym prezydentem Macronem, a jak już się namówi, to na najbliższy poniedziałek zapowiedziała gospodarską wizytę w naszym nieszczęśliwym kraju, by osobiście przekonać się, jak najłatwiej przywrócić tu demokrację i praworządność. Pewnie dlatego pani Małgorzata Gersdorf, piastująca stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, na wszelki wypadek nie zwołuje posiedzenia wybranej niedawno przez Sejm Krajowej Rady Sądownictwa, której z urzędu i z ustawy przewodniczy. Pretekstem jest oczywiście „niekonstytucyjność” tego wyboru, ale tak naprawdę chodzi o to, by poczekać, co w tej sprawie zdecyduje Nasza Złota Pani. Czy pani prezes Małgorzata Gersdorf sama wpadła na ten pomysł, czy też wykonuje tylko zadanie zlecone przez niemiecka BND, które przekazał jej jakiś stary kiejkut – o to mniejsza, bo widać wyraźnie, że kolejna kombinacja operacyjna jest przygotowywana znacznie staranniej, niż ta z 16 grudnia 2016 roku, kiedy to wykonanie BND powierzyła drapichrustom z Wojskowych Służb Informacyjnych, a ci z kolei spuścili się na Zasrancen z Nowoczesnej i Platformy. Myślę tedy, że teraz nawet „Obywatele SB” będą zapewne stanowić tylko tło, na którym zostanie odegrane przedstawienie z udziałem gwiazd tubylczej jurysprudencji. Ciekawe, co stare kiejkuty każą w tej sytuacji zrobić panu prezydentowi Dudzie, a może już coś mu kazały, bo rząd z kolei, rozpaczliwym rzutem na taśmę próbuje znowelizować niedawno znowelizowaną ustawę o Krajowej Radzie Sądownictwa w ten sposób, by jej posiedzenia zwoływał i obrady prowadził prezes Trybunału Konstytucyjnego – aktualnie w osobie pani Julii Przyłębskiej. Nietrudno się domyślić, że Nasza Złota Pani w najbliższy poniedziałek tego nie pochwali, co oczywiście prowokuje do postawienia pytania, czyja będzie nadchodząca właśnie kalendarzowa wiosna: „nasza”, czy jakaś taka nie nasza?
© Stanisław Michalkiewicz
17-18 marca 2018
www.goniec.net / www.polskaniepodlegla.pl / www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
17-18 marca 2018
www.goniec.net / www.polskaniepodlegla.pl / www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA
Ilustracja © brak informacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz