Ten sam „Romano Prodi” został później m.in. lewackim premierem Włoch oraz prezydentem Unii Europejskiej!
(imię celowo w cudzysłowiu, gdyż obecnie nie jesteśmy pewni, czy to jego rzeczywiste imię i nazwisko, czy tylko kryptonim operacyjny nadany mu przez KGB i wcale nie wykluczamy też możliwości, że jest on jednym z sowieckich „śpiochów”). [Redakcja ITP]
Kiedy w maju 2004 roku Rzeczpospolita Polska dokonała swojego wuniowstąpienia szefem Komisji Europejskiej był Włoch, niejaki Romano Prodi. Bardzo ciekawa i dość szemrana postać. Wedle powołanej dwa lata wcześniej komisji parlamentarnej był on sowieckim szpiclem zwerbowanym przez KGB o pseudonimie “UCHITEL”. Jej prace niczego nie wniosły, tutaj standardy mamy jak z naszego hymnu narodowego – z ziemi polskiej do włoskiej i z powrotem jeszcze nigdy żadnemu kolaborantowi krzywda się nie stała. Ale w 2006 roku sprawa ponownie zadźwięczała w uszach tzw. “opinii publicznej” po tym jak brytyjski eurodep Gerard Batten wyciągnął ją na światło dzienne i już na kontynentalnym forum walnął był Prodiego między oczy agenturalną przeszłością podpierając się zeznaniami zamordowanego przez putinowskich siepaczy Aleksandra Litwinienki. Niestety, włoski dywan okazał się bardzo pojemny, tym razem też przykrył sprawę…
Ja wiedzy wielkiej nie posiadam, nie jestem w stanie ani zaprzeczyć ani potwierdzić rewelacji wyżej wymienionych, ale smród wokół imć Prodiego się unosi i w nozdrza drażni. Dowodów bezpośrednich nie mam ale poszlaki się znajdują… Otóż rzecznik prasowy wielokrotnego premiera Włoch i byłego oberkomisarza europejskiego stanowczo zaprzeczył jego związkom z sowieckimi służbami a jak wiadomo (co powtarzał książę Gorczakow) nie można wierzyć tylko informacjom, które nie zostały zdementowane. Człowiek niewinny nie musi się tłumaczyć a kryształowy polityk nie potrzebuje wysyłać z tymi tłumaczeniami rzecznika prasowego. Zostawmy zresztą KGB i skupmy się przez chwilę na jednym fakcie z życia Romano Prodiego.
Premier Aldo Moro, 1978 Fotografia wykonana przez lewackich terrorystów jako "dowód życia" porwanego |
Porywacze swoje żądania (uwolnienie 13 sądzonych w Turynie terrorystów) przedstawili dopiero miesiąc po porwaniu dostarczając przy okazji zdjęcia żywego premiera. Czy zostały zrobione wtenczas czy wcześniej tego już się prawdopodobnie nie dowiemy. W każdym razie 18 kwietnia tegoż samego roku bandyci z komunistycznej bojówki oświadczyli, że na polityku został wykonany “wyrok śmierci przez samobójstwo” a jego ciało zostało wrzucone do jeziora w Apeninach. Co się okazało wierutną bzdurą bo zwłoki znaleziono 9 maja w porzuconym na rzymskich ulicach samochodzie marki Renault 4. I tutaj właśnie dochodzimy do naszego bohatera…
Prodi, 1996 |
Krótkie résumé: moim zdaniem możliwości są dwie i tylko dwie. Albo Romano Prodi był bezpośrednio związany z porywaczami premiera Moro i podał miejsce porzucenia jego doczesnych szczątków dla świętego spokoju i by służby dały sobie wreszcie spokój z poszukiwaniami; albo dowiedział się o tym od któregoś ze swoich znajomków biorących udział w porwaniu nie mając o nim zielonego pojęcia. Pytanie dlaczego po dziś dzień upiera się przy twierdzeniu o seansie spirytystycznym pozostaje otwarte.
Bo, oczywista oczywistość, twierdzenie, że informację przekazał mu oficer prowadzący zatrudniony na Łubiance uznajemy za zbyt daleko idące…
© Alexander Degrejt
28 grudnia 2017
źródło publikacji: „Czerwone elity Unii Europejskiej: śmierć Aldo Moro”
www.babaichlop.pl
28 grudnia 2017
źródło publikacji: „Czerwone elity Unii Europejskiej: śmierć Aldo Moro”
www.babaichlop.pl
Ilustracje:
Fot.1 © DeS
Fot.2
Fot.3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz