Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Po ultimatum Departamentu Stanu. Religia holokaustu dopiero się rozwija. Wielce Czcigodny Marcin Święcicki mordercą?

Religia holokaustu dopiero się rozwija

        „Zachodzim w um z Podgornym Kolą, co ciągnie go (tzn. Henry Kissingera – SM) do naszych dam” - dziwowała się Caryca Leonida w nieśmiertelnym poemacie Janusz Szpotańskiego „Caryca i zwierciadło”. Ale „zachodzić w um” nawet i bez towarzystwa Koli Podgornego, który zresztą chyba już nie żyje, można również i na inne tematy – na przykład – na temat przyczyn, dla których Żydzi z organizacji przemysłu holokaustu i z Izraela, a nawet szabesgoje z Departamentu Stanu USA, tak nerwowo zareagowali na nowelizację ustawy o IPN w Polsce.
Ta ustawa została uchwalona w roku 1998 i już wtedy wprowadzony został do niej przepis (art. 55), przewidujący kary za tzw. „kłamstwo oświęcimskie”, to znaczy – każdą próbę publicznego podważania zatwierdzonej przez światowy Judenrat wersji dziejów holokaustu, a zwłaszcza - zatwierdzonej wersji wydarzeń wokół obozu oświęcimskiego. O ile mi wiadomo, penalizacja „kłamstwa oświęcimskiego” została przez polski Sejm wprowadzona do tej ustawy na sugestię strony żydowskiej, która w ten sposób chciała umocnić swój monopol na ustalanie ostatecznej i obowiązującej wersji wydarzeń historycznych, zwłaszcza II wojny światowej.

        Jak wiadomo, podczas II wojny światowej, Rzesza Niemiecka dokonała masakry znacznej części europejskich Żydów, co po pewnym czasie zostało patetycznie nazwane „holokaustem”, to znaczy – „całopaleniem”. Ta nazwa nadawała tej masakrze znaczenie mistyczne, stając się istotnym elementem „religii holokaustu”. Rzecz w tym, że w wieku XX przez świat, zwłaszcza zachodni, przewaliła się, a ściślej – nadal się przewala fala sekularyzmu, to znaczy – coraz większego rozziewu między życiem codziennym, a religią, która coraz częściej traktowana jest w najlepszym razie tylko jako zjawisko kulturowe, a w gorszym – jako zjawisko ze sfery sennych majaków, które ustają, jak tylko ktoś zapali światło. Katalizatorem sekularyzmu w świecie zachodnim jest komunistyczna rewolucja, której celem jest zniszczenie historycznych narodów i przerobienie ich na „masy”, które można będzie potem już w każdą formą ulepić.

        Sekularyzm niósł ze sobą niebezpieczeństwo zwłaszcza dla żyjącego w diasporze narodu żydowskiego, dla którego istotnym, a kto wie, czy nie jedynym wyznacznikiem tożsamości przez całe stulecia była religia. Nawiasem mówiąc, religia mojżeszowa jest właściwie narodową historią żydowską, tyle, że podaną w metafizycznym sosie. Inne narody miały swoje narodowe historie w zasadzie od religii uniezależnione, więc ich tożsamości sekularyzm nie zagrażał w takim stopniu, jak w przypadku Żydów, których coraz częściej ogarniały wątpliwości, czy powinni wierzyć w starożytne sagi o tym, jak to Morze Czerwone rozstąpiło się, tworząc „mur z wód” wzdłuż uczynionego w ten sposób wąwozu, którym „Izraelici” suchą nogą przemaszerowali po morskim dnie – i tak dalej. Tymczasem właśnie to traumatyczne przeżycie stanowiło podstawę mojżeszowej religii, stanowiąc dowód szczególnego zainteresowania „Izraelitami” ze strony Stwórcy Wszechświata. W tej sytuacji postępy sekularyzmu mogły okazać się dla narodu żydowskiego szczególnie niebezpieczne, doprowadzając w końcu do rozpłynięcia się go bez śladu wśród innych narodów.

        Zgodnie jednak z podstawową zasadą myślenia pozytywnego, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Skoro tedy wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler już dokonał masakry europejskich Żydów, eliminując zwłaszcza uboższą i gorzej wykształconą część narodu żydowskiego, która właśnie z tego powodu miała mniejsze szanse na ocalenie, to można tę okoliczność wykorzystać w charakterze remedium na zagrożenia płynące dla narodu żydowskiego ze strony sekularyzmu. Po co wierzyć w starożytne sagi, które dostarczają tylu wątpliwości, kiedy oto mamy całkiem świeże traumatyczne wydarzenie, w które wcale nie trzeba „wierzyć”, a tylko pamięci o nim nadać sens metafizyczny. To spostrzeżenie legło u podstaw religii holokaustu”, która zaczęła podbijać serca coraz szerszych kręgów społeczności żydowskiej, a nawet umysły tym bardziej, że bardzo szybko się okazało, że z holokaustu można ciągnąć całkiem pokaźne i realne profity. Jak zauważyli starożytni Rzymianie, nie ma takiej bramy, której nie przeszedłby osioł obładowany złotem, toteż religia holokaustu niemal z dnia na dzień stała się dominującym wyznaniem społeczności żydowskiej.

        Przyszło to tym łatwiej, że religia holokaustu nie przecinała pępowiny łączącej ją z religią dawną. Fundamentem religii mojżeszowej bowiem jest przekonanie, że Żydzi są narodem wyjątkowym, ponieważ cieszy się on specjalnym zainteresowaniem Stwórcy Wszechświata. Religia holokaustu nawet nie próbuje z tym dogmatem polemizować, a tylko na jego bazie zbudowała dogmat kolejny – że mianowicie holokaust stanowi wydarzenie bez precedensu w dziejach świata. W zwykłych kategoriach pogląd ten nie wytrzymuje krytyki już na pierwszy rzut oka, ale jeśli masakrę Żydów europejskich przez Rzeszę Niemiecką uznać za formę ingerencji Stwórcy Wszechświata, który zamierza w ten sposób powierzyć Żydom plenipotencję na administrowanie tym zakątkiem Wszechświata, to historyczne, czy arytmetyczne argumenty nie mają tu nic do rzeczy. Ale do sukcesu religii holokaustu nie wystarczy, by ten dogmat przyjęli do wiadomości wyłącznie Żydzi. Konieczne w tym celu jest, by dogmat ten został przyjęty powszechnie i bez zastrzeżeń również przez resztę świata, to znaczy – przez świat nieżydowski. Dlatego też wysiłki promotorów religii holokaustu są nakierowane na narzucenie tego dogmatu światu nieżydowskiemu per fas et nefas.

        Ta operacja wymaga jednak utrzymania monopolu na zatwierdzanie ostatecznej wersji historii w rękach żydowskich. Dlatego właśnie, na sugestię ze strony żydowskiej, polski Sejm w 1998 roku włączył do ustawy o IPN przepis przewidujący penalizację „kłamstwa oświęcimskiego”. Wprowadzał on zasadę, że w dyskusjach historycznych ostatnie słowo należy do prokuratora, który – jak można było od razu się domyślić – będzie respektował wersję zatwierdzoną przez dzierżawcę monopolu na prawdę. I dopóki ta zasada działała wyłącznie na korzyść strony żydowskiej, żadnych protestów, ani wątpliwości, że w ten sposób podważa się swobodę dociekań naukowych, nie było. Dopiero gdy mniej wartościowy polski naród tubylczy spróbował wykorzystać tę samą zasadę dla ochrony swojej własnej reputacji przed oszczerstwami produkowanymi przez skoordynowane polityki historyczne: niemiecką i żydowską, strona żydowska podniosła przeraźliwy klangor. Jest on całkowicie zrozumiały w sytuacji dynamicznej, gdy przecież nie wiadomo, jaka wersja historii może przynieść największe profity. Na wszelki tedy wypadek trzeba zostawić otwarte wszystkie możliwości, a wobec tego nie można pozwolić, by mniej wartościowe narody tubylcze mogły korzystać z zasady która ma umacniać żydowski monopol naprawdę. Religia holokaustu jest bardzo młoda i trudno przewidzieć, jakimi dogmatami będzie posługiwała się w przyszłości.


Wielce Czcigodny Marcin Święcicki mordercą?


        „Donoszę Panie Naczelniku”, to znaczy – składam doniesienie o przestępstwie według wszelkiego prawdopodobieństwa popełnionym przez Wielce Czcigodnego posła Marcina Święcickiego, prawdopodobnie wespół z innymi, nieznanymi osobami. Chodzi o wielokrotne morderstwa, jakich Wielce Czcigodny Marcin Święcicki wraz z innymi osobami mógł w przeszłości dopuścić się na osobach pochodzenia żydowskiego. Wielce Czcigodny Andrzej Święcicki sam się do tego przyznał w dniach ostatnich, publicznie oświadczając na antenie telewizji Polsat News, co następuje: „Mordowaliśmy, ale nie zakładaliśmy obozów śmierci”. Kontekst tej wypowiedzi wskazuje wyraźnie na to, iż chodzi o ofiary pochodzenia żydowskiego, a to stanowi zbrodnię ludobójstwa, która nie uległa przedawnieniu.

        Takie publiczne oświadczenie Wielce Czcigodnego Marcina Święcickiego nie może w tej sytuacji pozostać bez reakcji Prokuratury, która powinna niezwłocznie wszcząć w tej sprawie śledztwo, by wyjaśnić, kogo i gdzie zamordował Wielce Czcigodny Marcin Święcicki, z jakich pobudek popełnił te zbrodnie – bo prawdopodobnie chodzi o morderstwa wielokrotne, na co wskazywałoby słowo: „mordowaliśmy”, z jakimi osobami wszedł w porozumienie gwoli osiągnięcia tego skutku przestępczego. Okoliczność, że obecnie Wielce Czcigodny Marcin Święcicki jest posłem Platformy Obywatelskiej, nie powoduje wyłączenia odpowiedzialności karnej, podobnie jak okoliczność, że Wielce Czcigodny Andrzej Święcicki jest małżonkiem osoby pochodzenia żydowskiego, konkretnie – córki Eugeniusza Szyra, w swoim czasie wicepremiera rządu PRL z ramienia PZPR. Sprawcy przestępstw bowiem często próbują właśnie w ten sposób zacierać ślady swoich zbrodni w nadziei, że małżeństwo takie uchroni ich przed wszelkimi podejrzeniami. Podobnie na odpowiedzialność karną Wielce Czcigodnego Marcina Święcickiego nie powinna mieć wpływu okoliczność, iż pochodzi on z tak zwanej świętej rodziny zawodowych katolików – bo w przeszłości udowodnił, iż do kwestii religijnych podchodzi instrumentalnie, przyjmując stanowisko sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w okresie, gdy co najmniej połowa, o ile nie większość polskiego społeczeństwa w rozmaity sposób angażowała się w zwalczanie tej partii. W świetle zarówno życiowego doświadczenia takie karierowiczostwo stanowi okoliczność wskazującą na poziom moralny Wielce Czcigodnego Marcina Święcickiego – i to jest dodatkowy powód, by domagać się pociągnięcia go do odpowiedzialności przed niezawisłym sądem, dzięki któremu dosięgnęłaby go wreszcie surowa ręka sprawiedliwości.


Po ultimatum Departamentu Stanu


        Ostrzeżenie wystosowane wobec Polski przez amerykański Departament Stanu, że nowelizacja ustawy o IPN „może mieć wpływ na strategiczne interesy Polski, a także jej relacje ze Stanami Zjednoczonymi”, pozwala na wyciągnięcie licznych wniosków.

        Po pierwsze – pokazuje jakie konsekwencje pociągnęła za sobą praktyka rozbijania Polonii Amerykańskiej przez komunistyczne służby PRL, kontynuowana następnie przez realizującego żydowskie interesy w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych profesora Bronisława Geremka. Warto przypomnieć, że gdy prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej Edward Moskal, pod petycją do Kongresu USA w sprawie przyjęcia Polski do NATO zebrał 9 milionów podpisów, natychmiast rozpoczęła się, inspirowana przez warszawskie MSZ kampania dyskredytowania prezesa Moskala na terenie amerykańskim, jako „antysemity”. Prezes Moskal rzeczywiście nie kucał przed Żydami, bo nie widział takiego powodu, ale to był tylko pretekst, bo tak naprawdę chodziło o to, że pokazał, iż przynajmniej w niektórych sprawach można Polonię Amerykańską politycznie zintegrować, a 9 milionów głosów żaden polityk amerykański nie mógłby zlekceważyć. To by jednak oznaczało, że w USA może pojawić się polskie lobby polityczne, a po co tam ono, skoro jest już lobby żydowskie, a między żydowską diasporą, a w szczególności – między żydowskimi organizacjami przemysłu holokaustu, a Polską pojawił się konflikt interesów na tle tak zwanych „roszczeń”, jakie organizacje te wysuwały pod adresem Polski. Toteż w rezultacie tej kampanii prezes największej polskiej organizacji w USA przestał by przyjmowany w Białym Domu, a Polonia nadal była rozbijana zarówno przez nasyłaną z Polski bezpieczniacką agenturę, tym razem firmowana przez stare kiejkuty, czyli WSI, które ściśle współdziałały z placówkami dyplomatycznymi i konsularnymi Rzeczypospolitej, poobsadzanymi przez „zespół skompletowany w MSZ przez Bronisława Geremka”. Toteż w sytuacji, gdy Polsce i narodowi polskiemu zagroziło niebezpieczeństwo w postaci ustawy nr 447 (1226), Polonia Amerykańska dopiero próbuje zaimprowizować coś na kształt politycznego lobby, w którym uczestniczą nie tylko działacze, ale wielu zwykłych Polaków – ludzi dobrej woli. Wskutek tolerowania w Polsce żydowskiej dywersji kraj nasz stracił co najmniej 20 lat i jest kompletnie nieprzygotowany do zaistniałej sytuacji.

        Po drugie – zagadkowe i tchórzliwe milczenie pana prezydenta Andrzeja Dudy i rządu w sprawie wspomnianych ustaw budzi najgorsze podejrzenia, że zarówno pan prezydent, jak i rząd mogli poczynić stronie żydowskiej jakieś obietnice, albo nawet dokonać ustaleń, które tylko wobec polskiej opinii publicznej mają pozostać jak najdłużej tajemnicą. Pan prezydent Duda bowiem podczas swojego pobytu w Nowym Jorku, odbył prawie dwugodzinną rozmowę z przedstawicielami żydowskich organizacji przemysłu holokaustu, ale Kancelaria Prezydenta, mimo licznych próśb ze strony obywateli, nie podała komunikatu na temat treści tej rozmowy, a to, co o niej wiemy, pochodzi wyłącznie z wypowiedzi szefa żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej Abrahama Foxmana, dla nowojorskiej prasy. Pan Foxman ujawnił, że sprawa „roszczeń” była omawiana, ale nie powiedział, czy pan prezydent Duda złożył w tej sprawie jakieś zobowiązania. Podobnie było w przypadku wizyty rządu in corpore w Izraelu, na temat której polska opinia publiczna tak dobrze, jak nic nie wie. Podejrzenia te pogłębia okoliczność, że podczas ostatniej wizyty sekretarza stanu USA Rexa Tillersona w Warszawie, prezes Kaczyński nie ośmielił się zagadnąć go o wspomniane ustawy, co zresztą sam przyznał podczas konferencji prasowej. Czy dlatego, że jest nieśmiały, czy dlatego, że sprawa tych ustaw została już wcześniej z prezydentem i rządem Rzeczypospolitej uzgodniona? To trzeba by wyjaśnić i to w miarę szybko, żeby lobbujacy na rzecz Polski i narodu polskiego działacze Polonii Amerykańskiej wiedzieli na czym stoją – że na przykład nie mogą liczyć na wsparcie polskiego prezydenta i rządu dlatego, że boi się on kierować pod adresem władz USA jakichkolwiek próśb, czy dlatego, że na przykład dopuścił się zdrady i tylko próbuje utrzymać ten fakt jak najdłużej w tajemnicy przez polską opinią.

        Po trzecie – że tak oto mszczą się na sytuacji Polski i narodu polskiego zaniechania, a nawet łajdactwa, jakich dopuścili się konstytucyjni przedstawiciele Polski w przeszłości. Mam tu na myśli zachowanie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, którego uważam za prawdziwe nieszczęście dla naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju. Wraz z premierem Leszkiem Millerem, z pominięciem Sejmu, wprowadził on polski kontyngent wojskowy do Iraku, co samo w sobie żadnym błędem nie było – ale nie zrobił nic, by w związku ze spełnieniem ten amerykańskiej prośby, poprosić prezydenta Busha o dwie sprawy: deklarację, że rząd USA nie będzie wywierał na Polskę nacisków w sprawie żydowskich roszczeń i o amerykańska zgodę na militarną konwersję polskiego długu zagranicznego. Jeśli dobrze przypuszczam, prezydent Kwaśniewski miał nadzieję, że frymarcząc polskim interesem państwowym, zasłuży sobie u prezydenta Busha na nominację na I sekretarza ONZ, a przynajmniej – na I sekretarza NATO. Ale nie został ani jednym, ani drugim, a Amerykanie wynagrodzili tylko swoją agenturę w Polsce za pośrednictwem firmy Nur Corporation, która porozdzielała między nich honoraria – jeśli to słowo w ogóle tu pasuje. Podobnego zaniechania dopuścił się prezydent Lech Kaczyński, który w imieniu Polski podjął się niebezpiecznej roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią za darmo. Wreszcie prezydent Bronisław Komorowski miał ostatnią szansę załatwić tę sprawę z prezydentem Obamą, kiedy ten w czerwcu 2014 roku przyjechał do Warszawy, by powinszować Polsce, ze znowu podjęła się niebezpiecznej roli amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią. Dwukrotnie na antenie Radia Maryja mówiłem wtedy, żeby tym razem już nie powtarzać błędu popełnionego przez prezydenta Kaczyńskiego i załatwić z prezydentem Obama dwie sprawy: oficjalne zapewnienie, że USA nie będą wywierały na Polskę nacisków w sprawie realizacji żydowskich roszczeń majątkowych oraz, ze skoro Polska, podejmując się wspomnianej niebezpiecznej roli, siłą rzeczy stała się państwem frontowym – by rząd amerykański zaczął traktować Polskę tak samo, jak inne państwo frontowe, czyli Izrael. A więc: kroplówka finansowa 4 mld dolarów rocznie na modernizację i dozbrojenie armii i udogodnienia wojskowe, podobne do tych, z jakich korzysta Izrael. Gdyby prezydent Obama słysząc to się roześmiał, to byłaby to dla Polski ważna informacja – że mianowicie chce nas wykorzystać i zostawić z dzieckiem, więc w taki interes nie wolno wchodzić. A gdyby się nie roześmiał, to mielibyśmy lepsze rozeznanie własnej sytuacji i kto wie, czy wspomniana ustawa byłaby w ogóle w Kongresie USA procedowana. Ale cóż; okazja raz stracona może być stracona na zawsze.

        Po czwarte wreszcie – ultimatum wystosowane przez Departament Stanu USA pokazuje nam, że sojusz Polski ze Stanami Zjednoczonymi tak naprawdę może nie być wart funta kłaków, podobnie jak komplementy, jakie sadził nam prezydent Donald Trump podczas swojej wizyty w Warszawie. Skoro bowiem Stany Zjednoczone sztorcują Polskę w ważnej dla Polaków sprawie tylko dlatego, że jest to potrzebne izraelskiemu premierowi Benjaminowi Netanjahu do załatwienia przed wyborami jakichś parszywych partyjnych geszeftów, to jakże możemy liczyć na Stany Zjednoczone w momencie, gdy pojawi się prawdziwe niebezpieczeństwo? Ciekawe, czy amerykański Departament Stanu w ogóle wziął pod uwagę polski punkt widzenia w tej sprawie i polski interes państwowy, czy wykonał rozkazy AIPAC, który już nie raz pokazał, że w USA ogon wywija psem?

        W tej sytuacji – po piąte – Polacy powinni zrobić, co w ich mocy, by zapobiec niebezpieczeństwu, jakie dla Polski i narodu polskiego stwarza wspomniana amerykańska ustawa. To znaczy – powinni poprzeć w każdej formie, która dla Polonii Amerykańskiej zostanie uznana za pomocną, jej akcję na terenie amerykańskim. Bo nie jest tak, że wszyscy amerykańscy politycy są zachwyceni panoszeniem się AIPAC w Stanach Zjednoczonych, podobnie jak i w Polsce nie wszyscy są zachwyceni aktywnością folksdojczów, którzy na tym etapie z żydowskim lobby intensywnie kolaborują. A jeśli szczęśliwie udałoby się zażegnać to niebezpieczeństwo – by nie spoczywać na laurach, tylko rozbudowywać i umacniać polskie lobby polityczne w USA – bo tylko ono może stać się czynnikiem nadającym sojuszowi amerykańsko-polskiemu w ramach NATO jakąś wiarygodność.


© Stanisław Michalkiewicz
5-6 lutego 2017
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © Time Inc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2