Jeszcze nie ucichły komentarze po niedawnej „głębokiej” rekonstrukcji rządu, a zwłaszcza – po jej najgłębszej części, to znaczy – usunięciu złowrogiego ministra Antoniego Macierewicza, na którym zresztą się nie skończyło i z MON w mgnieniu oka usunięto wszystkich jego współpracowników, na miejsce których stare kiejkuty pośpiesznie wsadzają swoich protegees, czemu minister Błaszczak bezradnie się przygląda – a już wybuchła nowa sensacja, tym razem – na skalę międzynarodową. Zanim jednak przejdę do niej, zatrzymam się na chwilę nad sytuacją w naszej niezwyciężonej armii, nad którą „zwierzchnictwo” sprawuje pan prezydent Duda. Nie ukrywa on radości z powodu odwołania znienawidzonego ministra Macierewicza, w czym wtóruje mu pan generał Różański. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Polska zakupi we Francji śmigłowce „Caracal” za cenę nie dwu, a trzykrotnie wyższą, żeby jakoś wynagrodzić sobie te wszystkie hercklekoty po anulowaniu poprzedniego kontraktu.
Tymczasem wybuchła kolejna afera, tym razem – z „nazistami”. Oto TVN, którą od lat podejrzewam o niebezpieczne związki ze starymi kiejkutami, wyemitowała program pokazujący obchody urodzin Adolfa Hitlera przez członków organizacji „Duma i Nowoczesność”, która za rządów Bartłomieja Sienkiewicza w MSW uzyskała status organizacji pożytku publicznego. Te urodziny obchodzone były na wiosnę ubiegłego roku, ale materiał z tym odgrzewanym kotletem wyemitowany został właśnie teraz – w momencie, gdy Polonia Amerykańska desperacko próbuje wstrzymać prace nad ustawą 447, wysyłając do kongresmanów z Komisji Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów stosowna petycję z ekspertyzą prawną, a lada dzień przyjedzie do Polski z wizytą sekretarz stanu USA Rex Tillerson. Podejrzewam, że stare kiejkuty, które w TVN zachowały spore wpływy również po wykupieniu tej stacji przez amerykańską firmę Scripps Networks Intercative z siedzibą w Knoxville w stanie Tennessee, po prostu zainscenizowały obchody urodzin Hitlera przy pomocy swoich konfidentów, żeby mieć gotowca na wypadek, gdy Nasza Złota Pani, czy ktokolwiek inny będzie potrzebował ilustracji, jak to w Polsce panoszą się „naziści”. No i teraz właśnie nadszedł ten moment – bo cóż lepiej zneutralizuje desperacki lobbing Polonii Amerykańskiej przeciwko ustawie nr 447, jak nie wyeksponowanie „nazistów” w Polsce? Wyobrażam sobie, że ktoś mógł delikatnie zasugerować amerykańskiemu właścicielowi TVN, żeby wykorzystał w tym celu swoja stację w Polsce, tamten z kolei podkręcił stare kiejkuty, które za napiwek gotowe są sprzedać nawet własną matkę, a cóż dopiero – naszą biedną ojczyznę, z którą przecież nigdy się nie utożsamiały, najpierw wysługując się Sowietom, a teraz – każdemu, kto im da napiwek. Stare kiejkuty zaś zmobilizowały swoich konfidentów w TVN, no i wybuchła afera na 14 fajerek.
Charakterystyczne jest również i to, że zarówno pan prezydent Duda, jak i rząd pana Mateusza Morawieckiego, który nawet słowem protestu nie odważył się zająknąć w sprawie amerykańskiej ustawy numer 447, a z odpowiedzi jakiej MSZ udzieliło na interpelację posła Roberta Winnickiego w tej sprawie wynika, ze nie kiwnął nawet palcem, teraz pozwala starym kiejkutom wkręcać się w tę aferę z oznakami skwapliwości. Prezydent i pozostali Umiłowani Przywódcy prześcigają się w deklaracjach, jak to będą złych „nazistów” prześladować, a przy okazji zapowiadają delegalizację rozmaitych organizacji narodowych, z ONR na czele, zaś policja już rozpoczęła „sprawdzanie” wytypowanych uczestników ubiegłorocznego Marszu Niepodległości, na którym owczarkom niemieckim udało się wywąchać aż „60 tysięcy nazistów”. Można by tę skwapliwość przypisać głupocie Umiłowanych Przywódców z Prawa i Sprawiedliwości, którzy najwyraźniej nie zdają sobie sprawy, że w ten sposób potwierdzają przed międzynarodową opinią publiczną, iż w Polsce „naziści” się panoszą, gdyby nie to, że ta skwapliwość dobrze się komponuje ze zmową milczenia rządu i prezydenta w sprawie amerykańskiej ustawy 447. Ta zmowa milczenia bowiem, w której uczestniczą również telewizje – zarówno rządowa, jak i te nierządne - budzi podejrzenia, iż rząd Prawa i Sprawiedliwości złożył Żydom jakieś obietnice, które jednak do ostatniej chwili mają pozostać tajemnicą dla polskiej opinii publicznej. Mógł to zrobić i pan prezydent Duda, podczas swoich rozmów z Żydami w Nowym Jorku i rząd – podczas wizyty in corpore w Izraelu. Rzecz w tym, że we wspomnianym projekcie 447 najgroźniejszy punkt trzeci stanowi, że przychody z „własności bezdziedzicznej” będą przeznaczone na wspieranie ocalałych z holokaustu, na edukację o holokauście i na „inne cele”. Wynika z tego, że ta „własność bezdziedziczna” musi zostać na terenie Polski wyodrębniona choćby po to, by wiedzieć, jakie przynosi „pożytki”. A skoro już zostanie wyodrębniona, to ktoś przecież będzie musiał nią zarządzać, choćby po to, by te przychody rozdzielać zgodnie z punktem trzecim. Jest rzeczą oczywistą, że będzie to jakieś gremium żydowskie, a to z kolei oznacza, że środowisko żydowskie otrzyma na terenie Polski majątek wartości 60, może nawet 65 miliardów dolarów – bo na tyle właśnie szacowane są te „roszczenia”. To z kolei oznacza, że środowisko to z dnia na dzień może zyskać w Polsce dominującą pozycję ekonomiczną, która natychmiast przełoży się na dominującą pozycję społeczną i polityczną. Słowem – stanie się szlachtą dla mniej wartościowego narodu tubylczego, który we własnym kraju zostanie zepchnięty do rangi narodu II kategorii.
W tej sytuacji skwapliwość Umiłowanych Przywódców z Prawa i Sprawiedliwości w zwalczaniu złych „nazistów” i demonstrowaniu intencji delegalizacji wszelkich odłamów ruchu narodowego, staje się zrozumiała. PiS, jako polityczna ekspozytura Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego (zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową, Polską rotacyjnie, w zależności od tego, pod czyją kuratelą nasz nieszczęśliwy kraj akurat się znajduje, rządzą trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie), po prostu zamierza uprzątnąć tubylczą scenę polityczną z ruchów, które potencjalnie mogą skomplikować zainstalowanie w Polsce szlachty jerozolimskiej, ściśle współpracują w tej sprawie z obozem zdrady i zaprzaństwa. Tak było i przedtem – zarówno w sprawie Anschlussu do Unii Europejskiej, jak i ratyfikacji traktatu lizbońskiego, więc nic dziwnego, że tak jest również teraz, z tym, że każdy w tym przedstawieniu odgrywa wyznaczoną rolę: stare kiejkuty ze swoją agenturą – swoją, a rząd PiS i pan prezydent Duda – swoją. I dopiero w tej sytuacji możemy w pełni ocenić smakowitość apelu Naczelnika Państwa, wygłoszonego podczas ostatniej miesięcznicy smoleńskiej: „ufajcie”! Jużci – cóż innego wyznawcom pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego pozostało?
W nową formę ulepić
Cuius est condere, eius est tolere – mawiali starożytni Rzymianie, co to każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji, która w tym przypadku się wykłada, że kto ustanowił, ten może znieść. I rzeczywiście – kiedy tylko doszło do głębokiej rekonstrukcji rządu, w następstwie której z Rady Ministrów wyleciał złowrogi Antoni Macierewicz, Jan Szyszko i Witold Waszczykowski, natychmiast rozpoczęło się zwijanie parasola ochronnego, jaki do tej pory rozpinały nad nią stare kiejkuty, między innymi za pośrednictwem stacji telewizyjnych, które podejrzewam o niebezpieczne związki z nimi. Nawiasem mówiąc, nie jest wykluczone, że ta cała „rekonstrukcja” zapoczątkowana zagadkową dymisją pani Beaty Szydło, została dokonana właśnie w celu spławienia złowrogiego ministra Macierewicza, a pan Szyszko i pan Waszczykowski zostali spławieni niejako przy okazji. „Gdzie mądry człowiek ukryje liść?” - pytał retorycznie Chesterton w opowiadaniu „Złamana szabla”, zamieszczonym wśród „Przygód księdza Browna” - i odpowiadał: w lesie. - A jak nie ma lasu? - To mądry człowiek zasadzi las, żeby ukryć w nim liść. Coś musi być na rzeczy, bo złowrogi Antoni Macierewicz był chyba najbardziej znienawidzonym ministrem w rządzie. Salon nienawidził go za lustrację w 1992 roku, kiedy to złowrogi minister Macierewicz na oczach całej Polski pościągał kalesony autorytetom moralnym i postaciom „legendarnym”, ujawniając wstydliwe zakątki w postaci konfidenckich epizodów z UB i SB. Stare kiejkuty nienawidziły go za rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych, co skomplikowało im dalszą okupację naszego nieszczęśliwego kraju. Soldateska i łapownicy znienawidzili go za anulowanie kontraktu na zakup śmigłowców „Caracal”, których wysoka cena nasuwa podejrzenia o łapówki. Po anulowaniu kontraktu takie łapówki na dobry porządek trzeba by oddać, ale jakże oddać, kiedy forsa prawdopodobnie została już wydana? Taka sytuacja stwarza szalenie nerwową atmosferę, w której nie tylko soldateska, ale nawet szef Ligi Antydefamacyjnej Abraham Foxman żądał dymisji złowrogiego ministra Macierewicza. Oczywiście nie z powodu anulowania kontraktu, niech Bóg zabroni, tylko z powodu, że złowrogi minister Macierewicz „wierzy” w „Protokoły mędrców Syjonu”. Wiadomo zaś, że wierzenie nie tylko w te „Protokoły”, ale nawet w samo ich istnienie, jest surowo zabronione przez Sanhedryn, więc oskarżenie rzucone przez Abrahama Foxmana miało swój ciężar gatunkowy. Z kolei generalicja tworząca najtwardsze jadro naszej niezwyciężonej armii znienawidziła go za przeprowadzenie kuracji przeczyszczającej, w następstwie której nasza niezwyciężona wydaliła z siebie ponad 30 generałów – akurat tylu, że wystarczyłoby ich na Wojskową Radę Ocalenia Narodowego, gdyby nie to, że Nasz Najważniejszy Sojusznik najwyraźniej tego pomysłu nie pochwalał. Wreszcie nienawiść sięgnęła zenitu, gdy złowrogi minister Macierewicz wyjaśnił przyczyny kuracji przeczyszczającej, w postaci tak zwanego „złotego funduszu”, czyli rodzaju konspiracji w wojsku, utworzonej jeszcze przez generała Jaruzelskiego, gwoli sprawniejszego przeniesienia PRL-u do III Rzeczypospolitej. Toteż żydowska gazeta dla Polaków wynajęła pana red. Tomasza Piątka („wynajęli też alfonsa, żeby ze mnie się natrząsał...”), który skompilował książkę sugerującą, iż złowrogi Antoni Macierewicz jest ruskim agentem i nawet zorganizowała mu festiwal w postaci spektakli „głośnego czytania” tych rewelacji w warszawskim Teatrze Powszechnym, tym samym, gdzie pani Julia Wyszyńska markowała obciąganie laski Janowi Pawłowi II.
Toteż kiedy pan prezydent Andrzej Duda dokonał felonii wobec swego wynalazcy, czyli prezesa Kaczyńskiego i nie mógł już liczyć na dalsze bezwarunkowe poparcie PiS, musiał zacząć rozglądać się za nowymi politycznymi przyjaciółmi. Stare kiejkuty natychmiast zwęszyły okazję i zaczęły stręczyć mu się ze swoją przyjaźnią – ale nie za darmo. Zażądały mianowicie przyniesienia im na tacy głowy złowrogiego ministra Macierewicza, toteż pan prezydent Duda natychmiast wdał się w wojnę pod pretekstem różnicy zdań na temat systemu dowodzenia. Kto by pomyślał, że w Andrzeju Dudzie, który jeszcze rok temu, wydawało się, że samodzielnie nie potrafi zliczyć do trzech, taki strategos siedzi?
Aliści felonia pana prezydenta Dudy bardzo osłabiła prezesa Kaczyńskiego, który pozycję Naczelnika Państwa ustawił sobie na dwóch nogach: prezydencie i premierze, więc kiedy felonia jedną nogę mu złamała, zorientował się, że na tej drugiej długo opierać się nie może, bo ona czerpie siłę z niego, więc dodatkowego oparcia mu nie daje. W tej sytuacji – a wyznawcy pana prezesa właśnie tak mi w swoich korespondencjach perswadują i objaśniają prawdziwy sens tych wszystkich kombinacji, że najsampierw trzeba wykonać dwa kroki wstecz, by potem pójść naprzód, niczym tornado – pan prezes musiał się cofnąć i pójść na kompromis z panem prezydentem Dudą, czyli tak naprawdę – ze starymi kiejkutami, które panu prezydentowi przygrywają do tańca. Dlatego właśnie zdecydował się na zagadkowe spławienie pani Szydło i mianowanie na stanowisko premiera pana Mateusza Morawieckiego. Dlaczego akurat jego? Niezależnie od arytmetyki sejmowej, w ramach której trzódka pana Kornela Morawieckiego może w razie czego zrównoważyć i zastąpić trzódkę Zbigniewa Ziobry, najbardziej owocny trop prowadzi do naszego najnowszego przyjaciela pana Jonny Danielsa, u którego na szabasowej kolacji był pan Mateusz Morawiecki, a pani Szydło nie było. Nieomylny to znak, że cofając się przed naporem starych kiejkutów i Niemiec, pan prezes postanowił poszukać azylu pod żydowskim parasolem ochronnym, który pan Daniels najwyraźniej obiecał nad nim rozpiąć. Za jaką cenę? Wydaje się, że odpowiedź już znamy, bo następnego dnia po zaprzysiężeniu pana Mateusza Morawieckiego na stanowisko premiera, Senat USA jednogłośnie zaaprobował Akt 447, na podstawie którego – jeśli zostanie uchwalony – rząd Stanów Zjednoczonych stworzyłby sobie instrumenty prawne do zmuszenia Polski do realizacji żydowskich roszczeń majątkowych, szacowanych na 65 mld dolarów. Pan Zyzak w jednym ze swoich opcówradiowych wystąpień delikatnie skarcił mnie za obsesyjne wyczulenie na tę sprawę, podważając przy okazji i samą szacunkową wartość tych roszczeń. Jednak ja bardziej wierzę w takich sprawach panu doktorowi Szewachowi Weissowi, który, choćby z racji, że był ambasadorem Izraela w Warszawie, a teraz jest naszym starym przyjacielem – bo najnowszym jest oczywiście pan Daniels – może na ten temat wiedzieć więcej od pana Zyzaka, któremu premier Netanjahu chyba jeszcze się nie zwierza?
Tymczasem gdy stare kiejkuty dzięki podchodom pod poczciwego pana prezydenta Dudę, który najwyraźniej dopuścił sobie do głowy, że będzie politykiem samodzielnym i w ogóle - Wielką Nadzieją Białych, zmusiły pana prezesa Kaczyńskiego do rejterady pod żydowski parasol ochronny i wyrzucania z rządowej pirogi wskazanych przez nich murzyńskich chłopców, ze zgorszonym zdumieniem skonstatowały, że tak zwana „nieprzejednana opozycja” w ogóle nie była na to wydarzenie pod żadnym względem przygotowana. Toteż jeszcze tego samego dnia telewizyjna stacja TVN, którą od samego początku podejrzewam o niebezpieczne związki ze starymi kiejkuty, przypuściła gwałtowną krytykę całej tej opozycji za bęcwalstwo i bezczynność. Widać było, że parasol ochronny nad bęcwałami zostaje zwijany. Inna rzecz, że i stare kiejkuty na tym tle dobrze się nie prezentują. Wprawdzie przy pomocy Naszej Złotej Pani rozegrały kombinację z panem prezydentem Dudą koronkowo, ale jeśli naprawdę myślały, że pan Grzegorz Schetyna coś ciekawego wymyśli, albo, że wymyśli coś skupiona wokół byłej premier, pani Ewy Kopacz frakcja psiapsiółek, przez złośliwców nazywana „klempami”, czy że wymyślą coś panienki z Nowoczesnej, to musiała paść im na mózg jakaś pomroczność jasna. Nawiasem mówiąc, złośliwcy nazywający frakcję psiapsiółek w Platformie Obywatelskiej „klempami” nie mają racji, bo klempa, to samica łosia, będąca uosobieniem wytworności i gracji, podczas gdy we frakcji psiapsiółek tym kryteriom mogłaby ewentualnie sprostać najwyżej posągowa pani Małgorzata Kidawa-Błońska, więc porównanie chybia, niczym kulą w płot.
Mniejsza jedna o to, bo ważniejsza jest okoliczność, że stare kiejkuty chyba naprawdę zwijają parasol ochronny nad nieprzejednana opozycją, czemu oczywiście towarzyszą objawy dekompozycji w jej szeregach. Oznacza to, że istnienie nieprzejednanej opozycji w dotychczasowej postaci dobiega powoli końca i stare kiejkuty, które tę całą opozycję stworzyły, teraz będą ja przetwarzać. Pamiętamy przecież, jak w niepojętym przypływie szczerości pan generał Gromosław Czempiński opowiadał, ile to rozmów i bliskich spotkań III stopnia musiał przeprowadzić i odbyć, by wreszcie doszło do powstania Platformy Obywatelskiej. Pan generał Czempiński z niejednego komina wygartywał i warto przypomnieć, że był wynalazcą pana doktora Andrzeja Olechowskiego, tajnego współpracownika sławnego „wywiadu gospodarczego”, który potem był jednym z „trzech tenorów” Platformy Obywatelskiej – oczywiście do czasu, aż Nasza Złota Pani na swego faworyta wybrała Donalda Tuska. Nowoczesna zaś powstała jako majstersztyk, przy pomocy którego stare kiejkuty przekonały Naszego Najważniejszego Sojusznika, by wciągnął ich na listę „naszych sukinsynów”. Kiedy Nasz Najważniejszy Sojusznik zobaczył, że stare kiejkuty mogą z dnia na dzień z niczego stworzyć polityczną partię, którą – zanim jeszcze postawiony na fasadzie pan Rysio zdążył otworzyć usta – naród obdarzył aż 11 procentami zaufania, to wolał wciągnąć ich na wspomniana listę, bo w takiej sytuacji lepiej mieć ich na oku, niż żeby hulali gdzieś samopas. Ale teraz bezsens istnienia Nowoczesnej objawił się nawet mojej faworycie, Wielce Czcigodnej Joannie Scheuring-Wielgus, toteż wszystko wskazuje na to, iż kryzys w szeregach nieprzejednanej opozycji będzie się pogłębiał aż do momentu, gdy z pozostałej w efekcie masy upadłościowej stare kiejkuty ulepią jakąś nową formację polityczną, pod nazwą, na przykład Róbmy Sobie Na Rękę, ktorą naród z miejsca obdarzy zaufaniem na tej samej zasadzie, co i Nowoczesną. Po prostu konfidenci dostana rozkaz: w prawo zwrot! Do Róbmy Sobie Na Rękę marsz! - i od razu będzie i partia i społeczne zaufanie. Bo przecież Donald Tusk, który nawet nie ukrywa, że albo z nim, albo „bez jego udziału” to wszystko się dokona, to znaczy – że przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku będzie dysponował odnowionym politycznym zapleczem, bo dotychczasowa forma, która zatchnęła się własnym tłuszczem, do niczego się już nie nadaje.
Ilustracja © DeS dla ITP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz