Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Trudne proste pytania / Tli się i kopci

Trudne proste pytania

        Kto by pomyślał, że w miarę wzrostu poziomu wykształcenia, ludziom coraz trudniej będzie przychodziło udzielenie odpowiedzi na proste pytania? Poziom wykształcenia niewątpliwie rośnie, zwłaszcza w Europie, gdzie już nie można splunąć, żeby nie trafić w jakiegoś absolwenta Wyższej Szkoły Gotowania Na Gazie, czy Akademii Pierwszomajowej, którzy nie tylko są magistrami, ale doktoryzują się i habilitują, jak nie z centralizmu demokratycznego – co było modne za pierwszej komuny – to znowu – z genderactwa, które w metodologicznych założeniach, podobnie zresztą jak i we wnioskach, jest bardzo podobne do rewelacji Trofima Łysenki, naukowca bardzo popularnego w Związku Radzieckim w czasach Stalina.
Był on, podobnie jak Stachanow, czy Miczurin – przedstawicielem tak zwanej „nauki przodującej”. Otóż Trofim Łysenko potrafił przemieniać zboża jare w ozime „pod wpływem warunków środowiska”, ale to jeszcze nic, bo później, odrzucił nawet prawa dziedziczenia i ogłosił, że gatunki przekształcają się jedne w drugie pod wpływem zmian środowiskowych. Na przykład perz, jak tylko środowisko, to znaczy – kołchozowy kolektyw odpowiednio nań podziała – z dnia na dzień przemienia się w pszenicę. Stalinowi teorie Trofima Łysenki bardzo przypadły do przekonania, więc jak ktoś nie wierzył w Łysenkę, to miał przechlapane do końca życia, które zresztą długo wtedy nie trwało. W tej sytuacji prawie wszyscy udawali, że w Łysenkę wierzą, a niektórzy wierzyli naprawdę, nawet jak już nie musieli. Do takich wierzących należał m.in. profesor Kazimierz Petrusewicz z Polskiej Akademii Nauk, który przestał wierzyć w Łysenkę dopiero w roku 1964, a i to nie jest do końca pewne. Stąd nauka jest dla żuka, by nie wierzyć we wszystko, co wyplatają rozmaici utytułowani filuci. Popierając się nawzajem, kontrolują rozmaite parki jurajskie, dla zmylenia nazywane „uniwersytetami”, czy „instytutami naukowymi”, za pośrednictwem których nie tylko doją Rzeczpospolitą, ale w dodatku pogrążają w coraz głębszej ciemnocie całe pokolenia młodzieży, która myśli, że na przykład opowieści pani Agnieszki Graff, co to „bada związki między homofobią i antysemityzmem”, to prawdziwe perły wiedzy. Ale prędzej, czy później to blagierstwo objawia się w postaci skutków, a jednym z nich jest niemożność udzielenia odpowiedzi na proste pytania.


        Inna sprawa, że niekiedy udzielenie odpowiedzi na proste pytanie bywa trudne. Niemiecki inżynier Henryk Olbers postawił kiedyś proste pytanie, dlaczego właściwie w nocy jest ciemno? Jeśli Wszechświat – powiadał – jest nieskończenie wielki, to w każdym punkcie nocnego nieba powinna znajdować się gwiazda, bo jak nie bliżej, to dalej, musi ich być nieskończenie wiele. Zatem nocne niebo powinno jarzyć się jaskrawym światłem miliardów gwiazd, a tymczasem jest odwrotnie; w nocy jest ciemno. Najwyraźniej Wszechświat nie jest wcale nieskończenie wielki, jak mogłoby się wydawać – ale wyjaśnienie w postaci teorii Wielkiego Wybuchu przyszło dopiero z ponad stuletnim opóźnieniem. Ale o ile takie proste pytania bywają inspiracją do wielkich odkryć, to inne proste pytania doprowadzają do kompromitacji niektórych nadętych pychą instytucji. Oto całkiem niedawno Sąd Najwyższy, przed którym gromady folksdojczów, konfidentów i rozmaitych idiotów odprawowały liturgie ze świecami w ramach nakazanej przez niemiecką BND „walki o praworządność”, nie potrafił udzielić odpowiedzi na proste przecież pytanie, czy pani Julia Przyłębska jest, czy może jednak nie jest prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Wydawałoby się, że nic prostszego, zwłaszcza dla wybitnych prawników, jacy podobnież zasiadają w Sądzie Najwyższym, któremu prezyduje sama pani Małgorzata Gersdorf. Tymczasem okazało się, że nic podobnego – że udzielenie odpowiedzi na to proste pytanie przekracza możliwości umysłu ludzkiego,a w każdym razie – możliwości tęgich jurysprudensów, którzy, według powszechnej opinii zasiadają swoimi zadami w Sądzie Najwyższym. Skoro tak, to pojawia się inne pytanie – w jaki w takim razie sposób ci sędziowie wyrokują? Mamy co najmniej dwie możliwości; pierwsza – że niezawisły Sąd Najwyższy rzuca monetę i jeśli wypadnie orzeł, to sprawę wygrywa jedna strona, jeśli reszka – to strona przeciwna, a jeśli moneta stanie pionowo – to sprawa kierowana jest do ponownego rozpoznania. Druga możliwość jest gorsza, bo uzależniałaby wygraną tej lub innej strony od różnicy w wysokości łapówki; wygrywa strona która wręczyła wyższą łapówkę. O ile tedy pierwsza możliwość zasadniczo nie kolidowałaby z sędziowską niezawisłością, o której tyle ostatnio słyszeliśmy, to ta druga możliwość, chociaż w zasadzie też by nie kolidowała, ale nasuwała podejrzenie, że można ją kształtować przy pomocy pokus pieniężnych. Zasadniczo by jednak z niezawisłością nie kolidowała, bo przecież sędziowie mogą przyznać rację wręczającemu wyższą łapówkę zupełnie niezależnie, a poza tym przyjęcie zasady, że im większa Liczba (np. pieniędzy) tym słuszniejsza Racja, stanowi esencję demokracji, o którą walczymy z taka samą determinacją, jak o praworządność.


        Niekiedy niemożność udzielenia odpowiedzi na proste pytanie może skłaniać do przetasowań kadrowych. Przypominam sobie audycję telewizyjną, w której pani profesor Maria Szyszkowska, specjalizująca się w filozofii, powiedziała, że zdefiniowanie pornografii przekracza możliwości umysłu ludzkiego. Taka opinia, zwłaszcza w ustach filozofa, trochę mnie zdziwiła, bo właśnie filozofowie zajmują się między innymi definiowaniem rozmaitych pojęć, ale skoro tak powiedziała, to kto wie – może tak jest rzeczywiście? Jednak już następnego dnia ta opinia została podważona i to w sposób wykluczający jakąkolwiek wątpliwość. Oto na Bazarze Różyckiego sierżant policji schwytał osobnika usiłującego sprzedawać kasety pornograficzne. Wystarczyło, że rzucił na nie okiem i od razu wiedział, że to pornografia. Nie wiem, czy potrafiłby to swoje przeświadczenie ubrać w postać naukowej definicji, no ale nie był on przecież utytułowanym filozofem – ale nie o to przecież chodzi, tylko o opinię, jakoby zdefiniowanie pornografii przekraczało możliwości umysłu ludzkiego. Okazuje się, że w przypadku naszego sierżanta tak nie było – więc być może to on powinien studentom Uniwersytetu Warszawskiego objaśniać różne kwestie?


        No a teraz właśnie upłynął termin, jaki rząd Królestwa Hiszpanii wyznaczył premierowi autonomicznego rządu Katalonii, do udzielenia odpowiedzi, czy Katalonia ogłosiła niepodległość, czy nie. Premier Katalonii Karol Puigdemont, z którego inicjatywy odbyło się w Katalonii referendum w tej sprawie, najwyraźniej nie potrafi udzielić na to proste pytanie odpowiedzi i prosi rząd w Madrycie „o rozmowy”. Najwyraźniej, niczym jakiś hebes wywołany nagle do tablicy, oczekuje, ze rząd w Madrycie mu podpowie, co właściwie zrobił. Tak samo zachowują się u nas mikrocefale tworzący środowisko „Gazety Wyborczej”. Ponieważ sami tego nie wiedzą, to pan redaktor Michnik codziennie musi ich informować, co myślą. Aż strach pomyśleć, co to będzie, jak kiedyś się przeziębi.

Tli się i kopci


        Ach, gdyby ludzie pamiętali o rozmaitych, pełnych mądrości sentencjach, można by uniknąć wielu przykrych niespodzianek. Oto po obejrzeniu telewizyjnych „Wiadomości”, z których wynikało niezbicie, że Polska „rośnie w siłę, a ludzie żyją dostatniej”, pan wicepremier Morawiecki oznajmił, że Polska jest w znakomitej kondycji finansowej. Tak naprawdę, to jeszcze nie jest, bo ze szczegółów, w których – jak wiadomo – chowa się diabeł – wynika, że deficyt budżetowy na rok bieżący może być niższy od planowanego nawet o 10 miliardów złotych – no ale przecież będzie, podobnie jak w roku przyszłym, kiedy ma wynieść nieco ponad 40 miliardów – ale co to szkodzi pochwalić się osiągnięciami? Wiadomo, że opozycja rządu nie pochwali, więc rząd musi robić to sam, no a ponieważ przysłowie radzi, by robić dziś, co miało się zrobić dopiero jutro, to i wicepremier Morawiecki pochwalił się trochę na wyrost. Nie byłoby w tym może nic złego, gdyby nie okoliczność, że młodzi lekarze-rezydenci najwyraźniej w te zapewnienia pana wicepremiera Morawieckiego uwierzyli i zapragnęli skorzystać z okazji by podreperować swoje finanse. Zażądali mianowicie podniesienia pensji najpierw do wysokości dwóch średnich krajowych, ale potem zeszli już tylko do jednej, no i oczywiście – zwiększenia nakładów na „służbę zdrowia” do ponad 6 procent PKB – żeby również, a właściwie nie tyle „również”, co przede wszystkim skorzystali na tym pacjenci – bo wiadomo, że to wszystko dla ich dobra. Jak państwo pacjentom przychyli nieba, no to łatwiej, a przede wszystkim – szybciej tam trafią, rozładowując dzięki temu napięcie finansowe w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, no i w ogóle.


        Takiej łatwowierności rząd najwyraźniej się nie spodziewał i pan minister Radziwiłł najpierw wzruszał ramionami na te żądania, bo wprawdzie kondycja finansowa państwa jest znakomita, jakże by inaczej – ale przecież nie do tego stopnia, by wychodzić naprzeciw wszystkim fantasmagoriom. W tej sytuacji lekarze-rezydenci postanowili protest zaostrzyć, przekształcając go w głodowy. Podobno głodują naprawdę, a nie tak, jak zawsze, to znaczy – w przerwach między posiłkami - i chociaż dbają przy tym o zdrowie głodując rotacyjnie – to przecież samo głodowanie w państwie rosnącym w siłę, gdzie ludzie żyją dostatniej, dostarcza wystarczająco dużo dramatyzmu. Toteż niezależne media rzuciły się na strajk z żarłocznością hien, tym większą, że przed szczytem Unii Europejskiej w naszym nieszczęśliwym kraju nastała pieriedyszka, no a popłuczynami po walce o demokrację, czy praworządność nikt się nie nasyci. Zresztą – o ile tam chodziło o dyrdymały, które tak naprawdę nikogo nie obchodzą, to tu idzie o kiełbasę, a kiełbasa – wiadomo – zawsze budziła i budzi emocje. Tedy do lekarzy-rezydentów przyłączyło się Porozumienie Zawodów Medycznych, a protest przybrał charakter „kroczący” to znaczy, że do głodujących doszlusowują codziennie coraz to nowe miasta, w których powstają „punkty głodujących” i w ten sposób akcja się rozkręca. Pani premier Szydło konsekwentnie unika rozmów z protestującymi, stawiając im zaporowy warunek zaprzestania głodówki, ale lekarze nie bez powodu nie chcą od tego odstąpić, bo czy gdyby nie głodowali, to ktokolwiek chciałby z nimi rozmawiać? Na razie zatem sytuacja jest patowa, co zresztą może mieć i drugie dno, bo w razie konieczności dokonania zapowiadanej „rekonstrukcji rządu”, kandydatem na murzyńskiego chłopca, którego prezes Kaczyński wyrzuci z rządowej pirogi na pożarcie krokodylom, może być właśnie pan minister Radziwiłł, a pani premier Szydło nie obetrze sobie nawet puszku pierwotnej niewinności.


        Oczywiście wyposzczona opozycja rzuciła się na strajk lekarzy jak na zbawienie. Pani Ewa Kopacz sama już nie wie, co mogłaby dla nich zrobić i jeśli tak dalej pójdzie, to kto wie – może nawet otworzy przed nimi parasolkę („Któż widok ten opisać zdoła? Fiedin, Simonow, Szołochow? Ach, któż w ogóle go wytrzyma!?” - zastanawiał się poeta), podobnie jak panienki z Nowoczesnej pana Ryszarda Petru, co to w naszym nieszczęśliwym kraju zażywa reputacji tęgiego ekonomisty, jako, że nosił kiedyś teczkę za samym profesorem Leszkiem Balcerowiczem. Również stare kiejkuty w charakterze emisariusza, wysłały do lekarzy pana Mateusza Kijowskiego. W swoim czasie wycofały go z pierwszego szeregu bojowników do szeregów tylnych, bo kiedy niemiecka BND przesunęła w naszym nieszczęśliwym kraju akcent z walki o demokrację na walkę o praworządność, trzeba było pana Kijowskiego wycofać, żeby owczarki niemieckie w rodzaju Jana Klaudiusza Junckera, czy Franciszka Timmermansa nie doznały dysonansu poznawczego na widok, że sztandarem praworządności wywija osobnik podejrzany nie tyko o niepłacenie alimentów, ale i malwersacje finansowe. Kiedy jednak okazało się, że tym razem idzie o kiełbasę, to stare kiejkuty zmobilizowały również tyle szeregi i w ten sposób pan Kijowski znowu objawił się w całej straszliwej postaci.


        Tymczasem kiedy w kraju tli się i kopci protest socjalny, turbulencje pojawiły się również na religijnym odcinku frontu. Na masową akcję pod tytułem „Różaniec do granic”, z udziałem około miliona ludzi, gniewnie zareagowały autorytety moralne. Wszystkich przelicytował przewielebny ksiądz Wojciech Lemański, który najwyraźniej wyczuł swoje 5 minut, oświadczając, że Pan Jezus wszystkich uczestników tej akcji „potępi”. Skąd przewielebny ksiądz Lemański ma takie dokładne wiadomości o zamiarach Pana Jezusa – trudno zgadnąć, bo jako kapłan doświadczający męczeństwa na pluszowym krzyżu nie ma chyba gorącej linii z Niebem, a jeśli już – do z jakimś innym Panem, na przykład – tym z ulicy Czerskiej w Warszawie. Ale nie o to chodzi, tylko o przyczynę, dla której pan Jezus – i tak dalej. Rzecz w tym, że „Różaniec do granic” był wymierzony w bisurmańskich uchodźców, na co wskazywać miał wybór momentu akcji w rocznicę bitwy pod Lepanto, gdzie Liga Święta bisurmański pochód na Europę powstrzymała. Ponieważ w ”Różańcu do granic” wzięło udział również wielu księży, w wypowiedzi dla „Tygodnika Powszechnego” prymas Polski JE Wojciech Polak zapowiedział, że jak tylko któryś z podległych mu księży weźmie udział w demonstracji przeciwko uchodźcom, to on bez ceregieli go zasuspenduje. A contrario – jak któryś weźmie udział w demonstracji na rzecz uchodźców i za społeczeństwem otwartym – to nic złego go nie spotka. Najwyraźniej sprawa bisurmańskiej wędrówki ludów zaczyna obrastać w zupełnie nieoczekiwane aspekty – ale tego można było się spodziewać w sytuacji, gdy oto słyszymy, że słynny stary żydowski finansowy grandziarz na „społeczeństwo otwarte” właśnie wyłożył aż 18 miliardów dolarów. W tej sytuacji wzrost temperatury wokół kwestii uchodźczej nie może budzić zaskoczenia, bo to też kiełbasa, a w dodatku – znacznie większa, niż ta, o którą walczą lekarze-rezydenci.


© Stanisław Michalkiewicz
21-22 października 2017
www.michalkiewicz.pl
☞ WSPOMÓŻ AUTORA





Ilustracja © brak informacji

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2