Nie pozwól aby przepadły stare fotografie, filmy czy pamiętniki! Podziel się nimi ze wszystkimi Polakami i przekaż do zasobów Archiwum Narodowego IPN!
OSTRZEŻENIE: NASZA WITRYNA JEST NIEPOPRAWNA POLITYCZNIE I WYRAŻA BEZMIERNĄ POGARDĘ DLA ANTYPOLSKICH ŚCIERW ORAZ WSZELKIEJ MAŚCI LEWACKIEJ DZICZY I INNYCH DEWIANTÓW.
UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2

Hubkę na śrubkę

Spółdzielnia robót wysokościowych „ Świetlik” dzierżawiła swego czasu od górali starą bacówkę pod Turbaczem.

Chłopców ze Świetlika poznałam jako alpinistów przemysłowych ( czyli robotników wysokościowych), miłośników gór i żeglarstwa. Spędziłam z mężem i dziećmi wspaniałe wakacje u rodziny jednego z nich w leśniczówce koło Lendyczka. Kilkanaście osób zabijało miło czas w dość prymitywnych warunkach, ale wbrew moim obawom nie doszło do żadnego konfliktu, w tym na tematy polityczne. Gospodarowaliśmy wspólnie, na obiady bywała zupa z zebranego na łąkach szczawiu, albo grzyby z kartoflami.
Wystarczyło wyjść na pół godziny za dom, żeby przynieść pół wiadra podgrzybków. Najistotniejsze było jednak nasze poczucie wspólnoty i na tym polegał przecież niepowtarzalny fenomen Solidarności. To poczucie było – teraz to wiemy- raczej złudne niż fałszywe czy mistyfikowane. Nikt z nas przecież niczego nie udawał, nie było zresztą takiej potrzeby. Byliśmy w gronie trzeciego czy czwartego garnituru słynnej spółdzielni Świetlik przemianowanej potem na Gdańsk, która stała się kuźnią gdańskich liberałów. Bywał wprawdzie u nas w Warszawie jej szef Maciej Płażyński ale z Tuskiem nasze drogi nigdy się nie przecięły. Moje dzieci były kiedyś z jego ekipą na nartach i to wszystko.

Nikt zresztą wtedy nie przeczuwał, że Maciek zginie w katastrofie smoleńskiej, a Tusk zostanie Donaldem Królem Słońce ( a raczej Słoneczkiem Peru, mistrzem bajeru). Opowieści z drugiej ręki na jego temat mogłabym cytować w nieskończoność, ale nie interesuje mnie perspektywa dziurki od klucza, a poza tym z zasady opisuję tylko to co widziałam na własne oczy. Na własne oczy widziałam na przykład kontrolę skarbową w lokalu Świetlika, podczas której młoda pani inspektor siedząc z chłopakami na podłodze nad stosem wyrzuconych z ogromnego pudła dokumentów usiłowała dopasować fakty do teorii że Świetlik jest wobec władz skarbowych w porządku. Wyglądało to mniej więcej tak: „ Hej tam X ( tu padała ksywka) 14 lipca pracowałeś w Jaworznie czy na latarni w Krynicy Morskiej?”- pytała inspektor. „ Niech będzie, że w Krynicy” – odpowiadał X. Nigdy w życiu nie słyszałam o podobnej kontroli skarbowej. Być może jej nietypowy przebieg można wytłumaczyć faktem, że chłopcy byli bardzo mili i przystojni, a pani inspektor balowała potem z nimi w trójmiejskich lokalach.

Nieodparcie nasuwa się jednak inna interpretacja. Świetlik odgrywał rolę korralu, zagrody do której zapędzono trójmiejska opozycję. Nie była potrzebna armia agentów, wystarczył jeden, obdarzony dobrym słuchem i odporny na procenty. Wprawdzie „ knucie” czyli ustalanie istotnych szczegółów i organizowanie tajnych operacji odbywało się zazwyczaj w kuchni lub w łazience, ale osoba uczestnicząca w licznych imprezach chcąc nie chcąc była au courant wszelkich najściślejszych tajemnic.

Bezspornym faktem było, że spółdzielnia Świetlik była przed 89 rokiem w pewien sposób uprzywilejowana na rynku usług wysokościowych. Młodzi ludzie pracujący w tej spółdzielni tłumaczyli niezwykle wysokie zarobki swoją bezkonkurencyjnością w tej dziedzinie. Ten mit upadł po 89 roku gdy na otwarty rynek weszły liczne grupy pragnących podobnie zarabiać na chleb odważnych chłopaków z fantazją, związanych najczęściej z alpinizmem i honoraria gwałtownie się spłaszczyły. Nie było już możliwie zarobienia w ciągu miesiąca dwuletnich poborów nauczyciela. Wytęskniona kapitalistyczna rzeczywistość okazała się dla licznych marzycieli ze Świetlika wręcz zabójcza. Czasami w sensie dosłownym. Nieliczni założyli własne biznesy, niektórzy odnaleźli się w polityce, ale wielu niespodziewanie doświadczyło trudów zwykłej egzystencji i nie wszyscy wytrzymali to psychicznie. Do historyków współczesności należy ustalenie przyczyn uprzywilejowania Świetlika przez wrogie mu przecież komunistyczne władze. Być może wpisała go jakoś tam w swój plan transformacja ustrojowa (перестройка ) zainicjowana przez spragnionych bogactw towarzyszy z PZPR. Tak jak wpisane było w plan transformacji ustrojowej istnienie trybuna ludowego i przydatny w tej roli okazał się prowadzony na bezpieczniackiej smyczy Wałęsa, a bezużyteczna z racji swej słynnej niezależności Anna Walentynowicz. Wiele osób dowiedziało się zbyt późno, że ich działalność była nie tylko znana komunistycznym władzom lecz była nawet przez te władze chroniona jako sposób nacisku na partyjny beton. W takiej sytuacji znalazł się zaprzyjaźniony drukarz, który niepotrzebnie tracił zdrowie przy farbach w piwnicy podczas gdy jak wyjawił mu kiedyś Teoś Klincewicz jego drukarnia miała być zachowana i chroniona jako mało groźna dla władzy. Teoś Klincewicz, legenda Solidarności Politechniki Warszawskiej wspólnie z Marianem Kotarskim („Tadeusz”) powołał do życia istniejącą do dziś Oficynę Wydawniczą Rytm. Po 1989 roku Rytm był nadal kierowany przez Tadeusza Kotarskiego (w rzeczywistości Mariana Pękalskiego), który, jak się okazało, był funkcjonariuszem operacyjnym Służby Bezpieczeństwa skierowanym do rozpracowania konspiratorów. Imię i nazwisko „Marian Kotarski” było tylko kryptonimem operacyjnym. Czy Klincewicz zorientował się w podwójnej roli Tadeusza nie wiemy i już się nie dowiemy gdyż Klincewicz zginął jadąc na krajowy zjazd Solidarności.

Wracając do bacówki - bezspornym osiągnieciem Świetlika było dla mnie jej wydzierżawienie i wyremontowanie. Spędziłam w tej bacówce wiele czasu, w tym kilka Sylwestrów, a nawet ferie zimowe gdy temperatura na zewnątrz wynosiła - 28 C, a najmłodsza córka miała zaledwie 1,5 roku. Warunki były surowe, w nocy woda zamarzała w miednicy, do gotowania przynosiło się z polany i topiło śnieg.

Teraz bacówka staraniem gospodarzy jest przepięknie wyremontowana i ocieplona. Nie trzeba już sypiać w puchowym śpiworze, nie kopci piec kuchenny, ze źródła doprowadzona jest do bacówki woda, można ogrzewać się przy kominku. Jedyną pozostałości a dawnego romantycznego prymitywu jest brak elektrycznego oświetlenia.

No i hubka, przykręcona do ściany bacówki na śrubkę.


© Izabela Brodacka Falzmann
9 października 2017
źródło publikacji: blog autorski
www.naszeblogi.pl





Ilustracja © brak informacji / czołówka filmu dokumentalnego „Świetlik - spółdzielnia usług wysokościowych”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA: PRZEGLĄDASZ STRONY ARCHIWALNE!
NASZ ZAWSZE AKTUALNY ADRES BIEŻĄCEJ STRONY TO:
tiny.cc/itp2